Tagi: refleksja codzienność
23 lutego 2010, 09:22
Po raz pierwszy zaczynam pisać coś tak publicznie, ale z drugiej strony jakie to ma znaczenie. W końcu albo chcemy się wykrzyczeć albo nie. Ja w chwili obecnej zdecydowanie tak. Być może jest to spowodowane już tą zimową chandrą ale samopoczucie mam do kitu i jak zbawienia wypatruję choćby najmniejszych oznak wiosny. Żeby to było takie proste, że mówisz i masz , ale jak wszystko w życiu nic nie jest proste. Niekiedy zaświeci słońce, ale częściej jest szaruga i pada ten okropny śnieg z deszczem. Tak zdecydowanie jestem dzieckiem lata, ciepło, śpiew ptaków, zielone drzewa i kwitnące kwiaty, słoneczko ach jak przyjemnie. Mi niestety tak przyjemnie nie jest w tej chwili. Denerwuje mnie dosłownie wszystko, głośniejsze odgłosy, kłótnie dzieci, kubek źle postawiony-wszystko. I do tego to wszechogarniające poczucie klęski. W zeszłym roku zaczęłam się odchudzać , ale tak na poważnie po kilku latach przygotowań psychicznych i efekt był porażający. Wyglądałam super po raz pierwszy w życiu-takie było przynajmniej moje odczucie. Czułam się super kobieco, i wszystko było takie piękne. W dodatku na wiosnę zaczęłam w końcu intensywniej pracować, a co za tym idzie czułam się nie tylko piękna ale i bardzo potrzebna-prawie niezastąpiona. to smutne ale tak wygląda kobieta która po kilkunastu latach siedzenia w domu z dziećmi nareszcie może poczuć wolność od obowiązków domowych i być kimś więcej niż tylko szumnie nazywaną Panią domu a w rzeczywistości kurą domową.
Tak więc i ja się poczułam wspaniale, nareszcie wszystko się układało i zaczynało mi wychodzić. A teraz chmmm. znów siedzę cała zimę w domu wykonuję papierkową i komputerową robotę( nie muszę podkreślać, że nie jestem tym zachwycona), dupsko znów zaczyna mi rosnąć a motywacja odleciała gdzieś jak ptak i próżno jej szukać. Nawet w tak oczywistych miejscach jak wspomnienia czy zdjęcia z lata nie ma mojego ptaszka odleciał gdzieś daleko. Co pozostało- no wiadomo poczucie beznadziei i porażki.
Nie wiem co mam dalej robić, nic mi znów nie wychodzi, nic mi się nie chce, na dodatek wychodzi na to że wychowywanie dzieci to też porażka bo człowiek wychowuje jak umie najlepiej a wychodzi jak zwykle czyli do niczego bo robią co chcą i kiedy chcą-wystarczy że się odwrócisz. To wszystko wygląda teraz do kitu i gdyby choć to słońce chciało już wyjść na dobre i ogrzać troszkę znów moje serce i kosteczki, a tak cóż deprecha zaczyna zbierać swoje żniwo.
Pozostaje tylko wiara że w końcu będzie lepiej, ale kiedy :(